Latanie jest dla mnie jak przenoszenie się w czasie. Tylko nieco dłuższe. Wsiadasz do samolotu w miejscu, które znasz. Wiesz jak wygląda okolica. Siadasz w fotelu i zapinasz pasy. Samolot uruchamia silniki, wznosi się do góry. Później widzisz już tylko chmury. Co jakiś czas turbulencje. Przestajesz myśleć o tym gdzie będziesz (zaledwie!) za parę godzin od domu. Tracisz poczucie czasu... Kilka (lub kilkadziesiąt) tysięcy kilometrów później samolot przystępuje do lądowania. Czujesz jak koła dotykają asfaltu na pasie startowym i znów jesteś na ziemi. INNEJ ZIEMI. Powoli wracasz do rzeczywistości. Zabierasz rzeczy, włączasz telefon. Wychodzisz a tam...! NOWY, INNY ŚWIAT. Inna pogoda, inne drzewa za oknem i Słońce też jakby nie takie, które znasz. Nie dość, że to inny kraj czy kontynent, to jeszcze godzina lub data! Skąd zatem wiadomo, że nie przenieśliśmy się w czasie?
Cháo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz