poniedziałek, 18 lutego 2013

w mieście krawców

Tradycyjnie już do Hoi An przyjechałyśmy rano. Wymęczone po 12 godzinach w jednej pozycji znalazłyśmy się w niebywale urokliwym miejscu. Niskie budynki dookoła, lampiony wiszące nad ulicami, słońce przyjemnie świeciło. Tylko...nocleg. Jak go znaleźć?

Niezawodni w takiej sytuacji są miejscowi mężczyźni tłumnie oczekujący na przyjazd każdego autobusu. Po wyjściu każdy turysta zostaje dokładnie przepytany: ile chce wydać za nocleg, ile zostaje i co chce tu robić. Wszystko w dobrej wierze z nastawieniem na zadowolenie klienta. Takim sposobem znalazłyśmy się w hotelu za 10$ za noc. Rzekomo dwugwiazdkowy był bez porównania lepszy niż dwugwiazdkowy hotel w Polsce. Własna łazienka, codziennie ścielona pościel i wymieniane ręczniki, basen na terenie hotelu, śniadania i wspaniały widok za oknem. 10 minut do centrum i darmowe rowery. Wietnam <3


Idąc jak zwykle za głosem żołądka, po wyjściu z hotelu trafiłyśmy do pierwszej-lepszej kawiarni na śniadanie. Szybko się okazało, że nie jest to pierwsza-lepsza kawiarnia. To Cafe 43. Zapamiętajcie ten adres jeśli kiedykolwiek będziecie w Hoi An, bo zarówno jedzenie jak i właściciel i obsługa są na wysokim poziomie. A wszystko za... śmiesznie małe pieniądze.

Zatem dzień rozpoczęłyśmy od shaków z mango i omletów mango po czym wybrałyśmy się na zwiedzanie. Sklep z ciuchami, krawiec, sklep z ciuchami, kawiarnia, sklep z ciuchami, krawiec, kawiarnia, krawiec, sklep z ciuchami, sklep z pocztówkami, restauracja i kolejny sklep z ciuchami i krawiec. W wielkim skrócie tak jest w Hoi An. Ale gdy spojrzy się inaczej - sporo tu zabytków (ponad 800 budynków znajduje się na liście UNESCO!), wspaniały market z jedzeniem, bary, puby, rzeka i oddalona o 4km plaża.


Bez wątpienia można tu stracić wiele pieniędzy, bo ilość rzeczy na które możemy je wydać jest niewyobrażalna!


Jeśli chodzi o jedzenie pragnę podkreślić, że codziennie jemy coś innego. Pomysł na obiad na dziś : zagadkowa nazwa potrawy wonton. Okazuje się, że to rodzaj pierożków z ciasta ryżowego z nadzieniem posypane smażoną szalotką. Króluje tutaj również bia hoi - chyba najtańsze piwo świata. To piwo "z beczki". Tutaj kosztuje 3 000 dongów. Dużo?

20 000dongów=1$=około3zł

Czyli 3 000dongów to około 60gr.


A na wieczór wzięłyśmy rowery i włączyłyśmy się w ruch uliczny, żeby dojechać do plaży. Łatwo nie było bo czasem śmierć zaglądała nam w oczy na ciemnych drogach ale plaża była urocza! Wielkie bambusowe materace leżące na piasku a przed nimi latarenki tworzyły geometryczne wzory w ciemności nad wodą. Takiego widoku jeszcze nie widziałam!

Cháo!





















 

Brak komentarzy: